Maska na twarz... czyli testujemy

 Ostatnio w mojej kosmetyczce zagościły dzięki pewnej przyjaznej duszyczce próbki maseczki, która od jakiegoś czasu kusiła mnie składem...


cure solutions.jpg


Zapytacie, co w tym składzie siedzi, że tak kusi :)

94% składników naturalnych: aloes, wyciąg z drzewa moringa, wyciąg z herbaty, olejek sezamowy bio.

*Co pisze o niej producent?*
Maseczka oczyszczająco-wygładzająca przywraca świeżość i blask zmęczonej, zanieczyszczonej skórze.
Wzbogacona o Peptydy z drzewa Moringa*
w kilka minut:
- usuwa zanieczyszczenia skóry,
- łagodzi skórę.
Zmarszczki są wygładzone, a skóra delikatna. Cera znów jest świeża i promienna.

*Wszystko cudnie, tylko czy maseczka jest warta swojej ceny?*
Obecnie jej koszt to 52 zł za 50 ml (standardowa cena to 75 zł).

Wg mnie cena jest niestety zdecydowanie za wysoka. Maseczka ładnie pachnie, wygładza skórę, ale jednocześnie zaraz po zastosowaniu możemy odczuć jej lekkie napięcie, co nie wszystkim może przypaść do gustu.

Konsystencja dość rzadka, lekka, żelowa, ale i niewydajna.
To co mnie najbardziej przypadło do gustu to, że maska nie zapchała, nie podrażniła skóry i nadała jej ładny blask. I choć efekty, jakie u mnie daje są naprawdę dobre to cena sprawia, że pewnie się na nią nie zdecyduję, bo w niższej cenie możemy zakupić znacznie lepsze produkty.

*Podsumowanie*
Jeśli tak jak ja traficie na próbki wypróbujcie, bo warto, ale pełnowymiarowy produkt wg mnie jest na tyle drogi, że warto przemyśleć, czy nie lepiej kupić tańszy, sprawdzony zamiennik.

*Moja ocena: 7/10*

2 komentarze: